Bardzo lubię jeździć na zawody, które odbywają się po raz pierwszy i które w dniu startu mają swoją premierę. Zawsze towarzyszy im pewna niepewność jak to będzie. Ten lekki bałagan i chaos związany z niewiadomą potęguje dreszczyk emocji.

Kolejne edycje już nigdy nie będą miały tej świeżości wynikającej z kameralnej atmosfery. W tym roku takim biegiem, który miał swoją premierę był Bojko Trial. Zawody były w zorganizowane  przez twórcę Janosika i Ultra Roztocza  przy współpracy z ukraińskimi biegaczami . Start i meta miały miejsce w miejscowości Żdeniewo na Ukrainie. Trzy trasy do wyboru 40+, 80+ o przewyższeniu 3900m , oraz 120+; z przewyższeniem 6000m. Trasa biegu przebiegała przez Bieszczady Wschodnie min. najwyższy szczyt Bieszczadów Pikuj ( 1408m) ,Pasmo Pikuja , Ostrą Horę (1405m) , Połoninę Równą (1482m) oraz Lutańska Holica  ( 1384 m dla rasy 120+). Zapisałem się na trasę 120km  bo jak zwiedzać to zwiedzać. Miał to być mój pierwszy prawdziwy ( nie licząc Ultramaratonu Bieszczadzkiego) bieg górski.

Dla mnie Ultra zaczęło się w piątek o godz. 6 rano. Pięć godzin jazdy samochodem do Przemyśla a następnie przesiadka do autobusów podstawionych przez organizatora. Po drodze 2,5h oczekiwania na granicy, przymusowy postój związany z palącymi się hamulcami, krowa która pojawiła się na środku drogi i nie chciała zejść, dziury w jezdni po łokieć. Pomału przyzwyczajaliśmy się do tego, że Ukraina to stan umysłu. Na miejscu byłem przed godz. 22. Wokół błyskawicznie wyrosło pole namiotowe. O godz. 23 obowiązkowa odprawa techniczna dotycząca warunków na trasie. Generalna uwaga by pilnować się bo kradną oznaczenia. W śpiworze byłem po godz. 24 próbując jeszcze bezskutecznie złapać chwilę snu. Budzik zadzwonił o godz. 2. Punktualnie o godz. 3 ruszyliśmy w czarną noc, którą rozświetlały światła czołówek kierujące się na szczyt Pikuja.  Na rozgrzewkę do pokonania był odcinek 10km o przewyższeniu 1000m. Niesamowite wrażenie i surrealistyczne widok  czerwonych światełek, które mrugały gdzieś wysoko ponad mną oraz  człowiek z transparentem, że na górze czeka Jezus. Na szczycie mgła i huraganowy wiatr, który próbował zdmuchnąć uczestników z grani a z mgły faktycznie wyłoniła się figura Jezusa  . Warunki trudne- ciężkie deszczowe chmury, mgła i porywisty wiatr oraz widoczność miejscami spadająca do 20 metrów. Powoli przemieszczam się pasmem Pikuja. Pod górę maszeruję a z góry zbiegam. Płaskich odcinków nie było. O świcie zaczęło przebijać się słońce. Mgła i chmury częściowo ustąpiły odsłaniając wspaniałe bezkresne widoki. Pierwszy punkt kontrolny  Połonina Żurawka. Za punktem przebiegamy przez Rozsypaniec (1131m),  Starostynę  (1229m) i  wdrapujemy się na Drohobycki Kamień (1186 m) . Stąd długi zbieg do punktu w Roztoce. Tutaj już spotykam pierwsze osoby, które zdecydowały się zejść  z trasy. Dla mnie jest to prawie 8 godz. biegu. Standardowo uzupełniam wodę i kieruję się w kierunku kolejnego podejścia tym razem na Ostrą Horę. Jest ciepło , parno, wręcz gorąco. Powoli do góry noga za nogą kolejne 900m przewyższenia. W końcu widzę szczyt… ale o co chodzi dlaczego dziewczyna, która tam weszła przede mną klnie ile wlezie? Po chwili wszystko staje się oczywiste. W oddali był kolejny właściwy szczyt, na którym było widać poruszające się kropki biegaczy. Nie pozostało nic innego tylko zacisnąć zęby, spiąć pośladki i do przodu. Z Ostrej Hory długi zbieg do Przełęczy Perełuka. To tutaj jest główny punkt z przepakami. Ponad 10 h biegu, cały czas nawigacja pokazuje, że mam zapas ok 4 h do limitu. Zjadam barszcz uzupełniam zapasy i wychodzę na tzw. małą pętlę przez Połoninę Równą. Przyjemna leśna trasa. Mijam malowniczy wodospad i podążam wzdłuż koryta rwącej rzeki. Tempo spada, robi się coraz trudniej chwilami niebezpiecznie. Całą uwagę skupiam by bezpiecznie postawić nogę i przejść przez zwaliska drzew i głazów. Miejscami znikają oznaczenia wtedy kieruję się po śladach zostawionych w błocie.

W pewnym momencie oznaczenia trasy odbijają w lewo i kierują  pionowo w górę. Oj…;łojenie jaru, który ma nachylenie ok 45 st. do przyjemnych nie należy. Wyjęcie z jaru zajmuje mi mnóstwo cennego czasu i dożyna  psychicznie i fizycznie.

Jestem potwornie zmęczony ze względu na brak snu. Mam nadal 3 godz. zapasu ale dociera do mnie, że w tej sytuacji pokonanie pełnej trasy w limicie 30h może okazać się niemożliwe. Nawet jeżeli dotrę w limicie to będzie oznaczało ponad 50h bez snu a jeszcze czeka mnie podróż powrotna. Podejmuję trudną decyzję o przepisaniu się w punkcie w Perełukach na dystans 80+.

Tymczasem wdrapuję się na Połoninę Równą. Kiedyś tutaj była stacja radarowa. Betonowe ruiny nadal straszą na szczycie. Piękne słoneczne popołudnie z jednej strony widok na polską część Bieszczadów a z drugiej na majestatyczną Połoninę Borżawa.

Na metę docieram pokonując 82km kilka minut po godz. 22. Dostaję medal i zimną Cipę – to piwo świntuchy :))) Ci co mają siłę bawią się dalej przy ognisku degustując lokalne trunki  Co jakiś czas słychać okrzyki radości i powitania kolejnych biegaczy, którzy przez całą noc będą wbiegać na metę.

W drogę powrotną wyruszamy po godz. 12 . W domu jestem przed godz. 2 w  poniedziałek następnego dnia.

KONIEC

Była to moja najlepsza wyprawa biegowa. Zebrałem sporo nowych doświadczeń związanych z ultra górskim. Zobaczyłem Bieszczady jakich nie doświadczycie w Polsce.

 

http://www.bojkotrail.com/

 

 

 

Logo_footer   
     © 2015-2022 MKB Dreptak | wsparcie, aktualizacja: boria.pl

Nasz profil na:           Szukaj w serwisie:   



Zgodnie z przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych wszelkie prawa do fotografii oraz tekstów zamieszczonych na tej stronie są własnością jej autora. Kopiowanie i rozpowszechnianie ich w jakiejkolwiek formie bez zgody autora jest zabronione.