Wspominaliśmy o niecodziennym wyczynie Ireneusza Wiśniewskiego. Ale teraz przed Państwem istna retrospekcja! W dniach 6/7 kwietnia w Supraślu odbyły się 12 PZLA Mistrzostwa Polski w biegu 24h. Za przygotowanie zawodów odpowiadała ekipa dobrze znana biegaczom z organizowanych w Supraślu m, co roku biegów przełajowych Ultra Śledź oraz Supraski Maraton Leśny. Zawody odbywały się na atestowanej pętli asfaltowej o długości 1012,75 m. Do Supraśla jechałem z postanowieniem zrobienia dobrego wyniku sportowego. Dla mnie osobiście takim wynikiem marzeniem jest dystans 170 km, który spełnia normę 3 klasy sportowej PZLA. Krótki rekonesans trasy oraz warunki pogodowe uświadomiły mi, że w tym roku może być to jeszcze nieosiągalne dla mnie. Pętla miała 9 m zauważalnego przewyższenia. Powiecie, że to niewiele… ale z każdą godziną biegu podbieg rósł do rozmiarów wiaduktu na Stankowiźnie. W sumie na całej mojej trasie uzbierało się 1400 m przewyższenia (dla porównania 200 m w ubiegłym roku). Warunki pogodowe też nie były łatwe. W ciągu dnia gorąco, ale tylko w momentach gdy nie wiał przeszywający zimny „wmordewind”. Nie wiadomo było jak się ubrać raz gorąco, raz zimno… Zaczynałem na krótko by ostatecznie w godzinach nocnych biec ubrany jak na -10. Pierwszy kryzys pojawił się po 12h – taka ściana maratońska tylko, że w tym przypadku do mety jeszcze bardzo daleko. Trochę biegnę, trochę idę, i tak już do końca. W tego typu biegach prawdziwa zabawa zaczynia się po północy. Gdy jest ciemno, zimno, chce się spać, monotonia biegu potęguje uczucie zmęczenia, głowa podpowiada, że czas na odpoczynek, żołądek odmawia współpracy. Właśnie wtedy trzeba się najmocniej wziąć w garść i zmotywować do dalszej walki. To jest ten moment kiedy można najwięcej zyskać lub najwięcej stracić. W trakcie zawodów nie rozsiadywałem się, nie odpoczywałem, nie spałem, nie korzystałem z jedzenia przygotowanego przez organizatorów. Zjadłem 25 żeli, piłem głównie wodę i herbatę. Zabrakło mi silnej woli i determinacji by walczyć chociaż o wyrównanie życiówki. Ostateczny mój rezultat to 160 okrążeń czyli 162, 040 km i 41 miejsce open. Wśród Pań pierwsze miejsce zajęła Aneta Rajda pokonując dystans 223 km. Wśród Panów pierwsze miejsce zajął Andrzej Piotrowski -255,499 km. Mistrzyni świata Patrycja Bereznowska zakończyła bieg po 183 km. Mimo, że Irek czuje niedosyt i nie dokonać jest zadowolony, to każdy, absolutnie każdy z nas, patrzy na ten jego wyczyn z nieukrywanym podziwem. Nie tak dawno była prezentowana jego charakterystyka, i możemy podkreślić raz jeszcze, to świetny facet, niesamowicie skromny z wielkim sercem do biegania i wielką wolą walki. Irek, jesteśmy pod wielkim wrażeniem! Gratulujemy i jesteśmy ogromnie dumni, że jesteś w naszym klubie.