Emocje i endorfiny po weekendowych biegach opadają, więc.. do porannej kawy zapraszamy zapoznać się z naszą już kolejną biegową polecajką!?
Tym razem zaczniemy nietypowo bo zagadkowo – co łączy poniższe wyrazy: londyński, nowojorski, w Chicago, paryski, berliński, w Honolulu, w Los Angeles, marines, Rock’n’Roll, bostoński? Domyślacie się o co może chodzić? (a raczej biegać). No no śmiało.., głośniej, tak brawa dla tej Pani w drugim rzędzie. Słowo klucz to „maraton”. A poznać je z bliska możecie za sprawą książki „Maraton dla BYSTRZAKÓW” autorstwa Tere Stouffer Drenth.
Wszyscy się raczej zgodzimy z tezą postawioną na tylnej części okładki mówiącą, że „w dzisiejszych czasach nie trzeba biec, by dostarczyć wiadomość z Maratonu do Aten, tak jak zrobił to posłaniec Filippides w 490 roku p.n.e. Jednak od lat setki zawodników stają na linii startowej, żeby na własnych nogach zmierzyć się z dystansem 42,195 km” Nie trzeba też być wielkim „bystrzakiem” by wiedzieć, że aby zmierzyć się z tym koronnym dystansem i bez kontuzji go ukończyć należy się do tego przedsięwzięcia odpowiednio przygotować, zarówno pod kątem wytrenowania ciała jak i umysłu.
Z drugiej strony, podobno wystarczy około 6 miesięcy rzetelnego trenowania by stać się maratończykiem. Liczne porady i wskazówki zawodniczki i trenerki zarazem ujawniane na kartach tej książki mogą sprawić, że ów trening będzie przebiegał sprawniej i przyjemniej, a przede wszystkim bezpieczniej.
I choć wiele zagadnień takich jak, np.: dobór właściwej odzieży, butów do biegania, pierwsze starty, elementy treningu, właściwej diety, zapobieganie jak i ewentualne radzenie sobie z kontuzjami, czy propozycje planów treningowych są częściami składowymi niemal każdej książki o bieganiu. Tutaj również są one omówione i uzupełnione, np. o objaśnienia żargonu używanego przez maratończyków. Niemniej trzeba przyznać, że wszystkie powyższe informacje zostały tak zgrabnie i interesująco ujęte, że każdy niezależnie od stopnia zaawansowania znajdzie tu coś dla siebie nawet jeżeli w najbliższym czasie nie planuje tak wymagającego startu. Jednocześnie w trakcie lektury ani przez chwilę nie doskwiera nam znudzenie, czy poczucie zmarnowanego czasu. Wręcz przeciwnie podobnie jak cała seria … dla BYSTZAKÓW również i tym razem „Maraton dla BYSTRZAKÓW” jest niczym niezbędnik dla poszukiwacza wiedzy. Książka jest napisana lekkim piórem, w sposób humorystyczny, czyta się ją równie szybko, jak biegnie po jej lekturze.
Na marginesie, trzeba przyznać, że jest coś magicznego w tych 42 km, że wielu pasjonatów biegania stale stara się przesuwać granice swoich możliwości od truchtania przez 5, 10, 15 km, dalej „połówkę” by choć raz w życiu zmierzyć się z dystansem maratońskim.
Warto w tym miejscu wspomnieć ciekawostkę z książki – kolejność maratonów z zagadki nie jest przypadkowa. Składają się one na listę 10 największych maratonów, gdzie rozmiar owych zawodów definiuje liczba uczestników biegu, którzy faktycznie dobiegną do mety – nie zaś liczba tych, którzy się zgłoszą.
Reasumując świetna pozycja przy śniadaniu, na leżaku i hamaku, w podróży, czy na bezludnej wyspie, która przeniesie Cię na inny poziom biegania.
Ktoś z Was starował w którymś z wspomnianych 10 największych maratonów? Jaki jest Wasz ulubiony maraton, a może ktoś właśnie przygotowuje się do startu na magicznym dystansie 42 km? Podzielcie się z nami Waszymi doświadczeniami w komentarzach.