Ponad 630 zawodników wystartowało w Falenicy na trzech dystansach. Biegi tradycyjnie odbywały się na dystansie – 10 km (3 pętle, przewyższenie 255m), 6.6 km (2 pętle, przewyższenie 170m), 3.3km (1 pętla, przewyższenie 85m). Największa grupa – ponad 400 osób – wybrała najdłuższy i tym samym najbardziej wymagający dystans, który liczy sobie aż 21 trudnych podbiegów po falenickich wydmach.
Na 3 km klub reprezentowała Iza Wesołowska z synem oraz Tomasz Szeląg. Niby jedna pętelka, ale może porządnie wejść w nogi i poturbować morale.
Tomasz Szeląg czas 16:32, miejsce open 16, M45-2
Tomek uwinął się szybko. Jak najszybciej mógł, bo chciał się jeszcze pouganiać z mapą.
Izabela Wesołowska, czas 19:48, miejsce open 39, K40-1
Iza wyprzedziła syna. Młody był zaskoczony. Ale Mama zawzięcie biega Górki Pawełka i to podwaliny pod ten start były solidne.
Wyniki z 10 km palących nogi podbiegów:
Paweł Tymiński, czas 37:02, miejsce open 3, M35-2
Jak już robiliśmy przedsmak, to powtórzymy – Ojciec Tymiński namieszał. To był taki nasz czarny koń. Zaskoczył przeciwników … i nas. Dla niego to był świetny sprawdzian przed prawdziwym, najprawdziwszym biegiem górskim.
Zbigniew Lamparski czas 37:10, 4 miejsce open, M30-1
Zbyszek musiał oddać dotychczas dzierżoną dreptakową koronę falenickich wydm. Było to aż 8 i zaledwie 8 sekund. To były metry. Po biegu Zbyszek powiedział – Gratuluję całej drużynie to było niesamowite, wręcz zaskakujące dla tabel. Promocja klubu na wypasie i w czołówce aż 4. BARDZO podobał mi się doping rywali na trasie i okrzyki Dreptak, Dreptak… Pogoda zamówiona i można było pomyśleć o szybszym bieganiu niż w zapadającym się śniegu czy popularnej szklance bo i w takich warunkach się biegało Falenicę wydmy. Co do samego startu. Miałem mieszane uczucia wręcz się zastanawiałem po co ja dzi# biegnę, nie chciało mi się. Po rozgrzewce w towarzystwie kolegów i Oli pobudziłem aparat ruchu do walki. Na starcie ustawiłem się obok zwyciężyć, trochę się już znamy. Ruszyłem żywo ale zachowawczo nie starając się za wszelką cenę wychodzić w szpicy wąskiego gardła na pierwszym zbiegu za zakrętem. Kontrolowałem co się dzieje i cały czas pod stopami. Zawsze mam obawy czy dobiegnę cały i zdrów. Dyspozycja była dla mnie zaskakująca. Mam braki siłowe bo mało biegałem po lesie i wiem że jeszcze depnę dobry wynik. Paweł kolega klubowy zaskoczył mnie swoją postawą. Złapaliśmy się po 2 pętla h i na 15 pobiegu wyprzedził mnie niczym sarna. Próbowałem trzymać się jak najdłużej bo miałem już dość. Nic się nie zmieniło aż do mety. Ze brałem się jeszcze na ostatnim 21 pobiegu ale dublowani biegacze i odległość nie pozwoliła mi dogodnie ie kolegi. No to teraz się zacznie. Będę walczył o dobre miejsce. Nazwisko drapieżne zobowiązuje!
Marcin Białożyński czas 37:39, 7 miejsce open, M40-1
Biały co tu dużo gadać dał czadu. Nie miał litości nad rywalami. Biegł pewnie. Przed biegiem widać było skupienie. Odsyłamy na jego fanpejdża, gdzie z pewnością da upust emocjom.
Paweł Czyżkowski czas 38:09, 9 miejsce open, M30-3
Paweł Czyżkowski należał do faworytów. Jednak przy drugiej pętli poszedł po rozum do głowy; kontuzja jeszcze szepcze nieśmiało i daje o sobie znać; lekko zwolnił. Ale nie na tyle, aby nie załapać się do pierwszej dziesiątki. Przysięgał na słowo harcerza, że po Nowym Roku się bierze za przygotowania bo go wszyscy zgrzali w ten Falenicy.
Mariusz Piotrowski czas 41:07, 27 miejsce open, M35-4
Panter tym razem spokojnie podszedł do tematu. Biegł równo, nie szalał, swietnie oszacował swoje siły. Falenicę traktuje jako magiczny talizman, udział w biegu gwarantuje życiówki w sezonie. To pewniak. Potwierdzone z autopsji.
Mirosław Sujak czas 45:22, 94 miejsce open, M50-4
Nasz kocur Mirek miał pobiec dobrze, bez zarzynania, niedługo wyrusza na fajny bieg i nie chciał z niego rezygnować, więc pobiegł trochę zachowawczo.
Adam Kubiak czas 47:39, 138 miejsce open, M50-5
W Falenicy debiutował Adam. Nie są mu obce biegi górskie, górki i góreczki ale bieg i dla niego był wymagający. Pierwsze przetarcie zrobił, wiemy, że stać go na więcej. Nikt chyba z taką intensywnością nie ćwiczy nóg, co on; na jego kończynach dolnych można spokojnie się uczyć anatomii mięśni, ścięgien i włókien.
Aleksandra Wicik-Kowalczyk czas 49:55, 183 miejsce open, 17 kobieta open, K30-5
Olko jedyna nasza reprezentantka na 10 km, przeklinała dzień kiedy zaczęła biegać, ba, dzień kiedy się urodziła. W trakcie biegu wydrapałaby oczy temu, który ją zapisał na te nieszczęsne biegi górskie. Przed samym startem, który miał być zwyczajnym mocnym treningiem, zaczęła się mocno stresować. Aż zaczął ją boleć brzuch. Cel poniżej 50 min. Początek standardowo za mocno. Końcówka z dużym zapasem sił. Ładny finisz. Jest zapas. Jest moc. Trochę rozważniej i będzie dobrze.
Kolejny etap już za dwa tygodnie 12 stycznia.