W dniach 7-9 czerwca w Pabianicach miał miejsce wyjątkowy festiwal biegowy pod nazwą Ultra Park Weekend.  W ramach tej imprezy zostały przeprowadzone zawody w biegu 48 godzinnym , w biegu na 100 km oraz na 50 km.  Zawody w biegu na 100 km miały rangę Mistrzostw Polski. Wyjątkowość tego biegu podnosił jubileusz  100-lecia PZLA.  Zawody zostały rozegrane na atestowanej pętli o nawierzchni asfaltowej o długości 1535,16 m w pięknym parku leśnym.

Informacja o organizowanym biegu 48-godzinnym wywróciła mój kalendarz biegowy. Ale decyzja o rezygnacji  z 2 biegów górskich na rzecz tego szczególnego biegu była szybka i bez chwili wahania.  Zawody w biegu 48-godzinnym zostały tylko jeden raz rozegrane w Polsce w 2010 roku w Katowicach. Od tamtego czasu zawodnicy musieli szukać swojego miejsca w Europie startując w Czechach, Rumuni czy Grecji.  Chciałem przekonać się w warunkach bezpiecznych jak to jest być 2 doby w biegu. Czy uda się to zrobić bez spania . A może warto się przespać … jeżeli tak to kilka drzemek czy jedną dłuższą? Na biegu 24 h jadłem same żele tutaj nie wyobrażałem sobie drugiej doby lecieć na słodkim. Na jaki dystans się nastawić skoro doskonale pamiętam jak zajechany się czułem po biegu 24 h. Mnóstwo pytań bez odpowiedzi. Przyjąłem strategię, której postanowiłem się trzymać  do końca czyli 150 km w pierwszej dobie i 100 km w drugiej dobie. Lecę bez snu.  Do Pabianic przyjechałem w czwartek ok godz. 22 nocleg na polu namiotowym przy starcie. Rano odebrałem pakiet i ustawiłem swoje rzeczy przy trasie tak aby nie tracić czasu na niepotrzebne wizyty w namiocie. Wystartowaliśmy o godz. 10. Powietrze gorące i parne, na szczęście szerokie korony drzew chroniły nas przed mocnym słońcem. Dodatkowo organizatorzy ustawili zraszacz i wystawili miski z wodą by pomóc nam walczyć z przegrzaniem.  Żeby nie zwariować wyznaczyłem sobie kamienie milowe: pierwszy maraton, pierwsze 50 km, 84 km, 100 km , 3 maraton i ostatecznie pierwsza doba.   Biegłem powoli bez wskazań tępa GPS. Co kółeczko  wypijałem 0,2 l izo a co 40 min coś przegryzałem: żel , krakers . Czas jakby płynął inaczej odmierzany kolejnymi okrążeniami i piskiem linii pomiarowej.  Długie odcinki przemierzam w samotności. Chwilami nawet zastanawiam się czy koś jeszcze biegnie. Lubię te chwile gdy jestem sam na trasie. W końcu przychodzi noc i wreszcie jest chłodniej. Trasa jest słabo oświetlona więc trzeba biec z czołówką. Niby ta sama pętla ale w nocy wygląda inaczej. Przez ścieżkę przebiegają jeże, coś rusza się w krzakach.  Noc szybko się kończy a kolejny dzień zaczyna niesamowitym wrzaskiem ptactwa. Coraz trudniej mi się biegnie muszę walczyć ze sobą aby osiągnąć założone minimum na pierwszą dobę. Kończę pierwszą dobę osiągając rezultat 152 km. Szybki przegląd zdrowia, nie jest dobrze. Dokuczają mi mdłości. Ból w pośladku, który narasta od 12 h nie pozwala mi efektywnie biec, przeszkadza mi w chodzeniu. Stopy obolałe, zbite od asfaltu, dodatkowo odciski. Na szczęście morale dobre. Krótka wizyta w namiocie. Z odciskami nic się nie da zrobić  , zmieniam stare wysłużone brooksy na hoka bondi, łykam witaminę I i wracam na trasę. Niestety jest fatalnie nie mogę bezboleśnie stawiać nogi.  Buty mają jakiś rancik, który przy każdym kroku podrażnia mi odciski.   Zaciska zęby i staram się robić swoje.  Drugiego dnia na rasie roi się od zawodników, którzy biegną na 100 i 50 km. Mimo upału tempo mają zabójcze. Muszę uważać by przypadkiem nie wejść im pod nogi.  Druga noc jest inna. Przede wszystkim jest zimno i pusto na trasie. Wielu zawodników poszło spać niektórzy zrezygnowali.  Po 40 h i 215 km idę szlaczkiem jak po dobrej imprezie, tempo fatalne. Zgłaszam sędziom, że schodzę z trasy na 2h. Za radą kolegi postanawiam się chwilę przespać.  Wszystko mnie boli , nie mogę zasnąć. Jak już usypiam to co chwilę się budzę nerwowo kontrolując czas.  Po 1,5 h takiego drzemania postanawiam, że wracam na trasę.  Trudno to opisać ale ta chwila odpoczynku  niesamowicie mnie zregenerowała. Co prawda nie mogłem biec ale za to mogłem kolejne okrążenia pokonywać szybkim marszem. W głowie cały czas trwa analiza tempa i rozmowa z bolącymi częściami ciała.  Po 48 h strzał pistoletu startowego oznajmia koniec zawodów.  Radość i ulga . Oficjalny dystans z domiarem 245,984 km i 9 miejsce open.   Wygrała reprezentantka kadry Polski w biegu 24 h Milena Grabska-Grzegorczyk pokonując dystans 347 km. Drugie miejsce zajął Michał Koziarski -333,5 km. Trzecie miejsce rekordzista Polski w biegu 10-dobowym, oraz na 1000 mil Paweł Żuk-327,6 km. Wspaniała rodzinna atmosfera , pozytywnie zakręceni biegacze i zawody na światowym poziomie. Zachęcam do udziału w przyszłorocznej edycji.

Dla ciekawych:  Zjadłem 17 żeli, Kilka krakersów, 70 g chipsów solonych, Kilka kanapeczek z serem żółtym oraz smalcem, Zupę warzywną, Makaron z sosem warzywnym, Sam sos mięsny z chlebem, 300 ml soku pomidorowego, Kilka cząstek arbuza, Wypiłem ponad 20 litrów płynów : izo, herbata, mięta, Wypiłem 2 kawy.

 

 

Strona internetowa biegu

 

Logo_footer   
     © 2015-2022 MKB Dreptak | wsparcie, aktualizacja: boria.pl

Nasz profil na:           Szukaj w serwisie:   



Zgodnie z przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych wszelkie prawa do fotografii oraz tekstów zamieszczonych na tej stronie są własnością jej autora. Kopiowanie i rozpowszechnianie ich w jakiejkolwiek formie bez zgody autora jest zabronione.