To jak to było: co rymuje się ze słowem likend? Wiadomo już, że bieganie, ale i: życiówka, przyspieszenie, dyscyplina. Apropos tego pierwszego to wraz z nadejściem kalendarzowej jesieni to one się faktycznie szybciej posypały niż te liście. A nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa. Mamy marzenie do spełnienia, którym jest ciągłe poprawianie tych cyferek w wynikach.
Tak, jak w ubiegłym roku rozdzieliliśmy się w szturmie Warszawy. Niektóry zdecydowali się na bieg na 5 kilometrów, inni zaś dałączyli do sztafety maratońskiej.
Iza Lemanowicz pobiegła fantastycznie, mocno od samego początku, urywając sekundy i poprawiając swój wynik z Biegu Jacka. Na mecie zameldowała się z fenomenalnym wynikiem 21 minut! Zbigniew Lamparski również zaliczył… Życiówka 16:17. Dało to również 22 miejsce wśród wszystkich startujących. Mirek Solecki vel Szymański po długiej przerwie biegowej również rozwalił system. Nowy rekord zawodnika 21:36. Na trzy tygodnie z biegania wyleciała też Olko. Jednak i jej przerwa się przydała, odświeżyła głowę, zregenerowała się. Zdecydowała się pobiec z Piotrkiem Podstawką. Cel był jeden, pobiec lepiej, niż Bieg Jacka, na którym odezwała się ponownie kontuzja stopy. Pierwszy kilometr oszczędzili siły, później biegli bardzo równo. A ostatni kilometr był z fantastycznym finiszem. Czas 22:38. Warto zatrzymać się w tym biegu realizowania planów treningowych. Odpocząć. Wziąć kilka oddechów. I na nowo sie rozpędzić. Kolejnym objawieniem był start Pawła Czyżkowskiego, który po perypetiach zdrowotnych stanał znowu do walki. Także tego, Sztafeta Maratońska 10 km w jego wykonaniu 36:57. Łał. Tomasz Szczepaniak również zdecydował się na start na dystansie 10 km, realizując go, jako niedzielne rozbieganie, na mecie zameldował się z czasem 44 minut. Z racji tego, że miał jeszcze spory zapas energii, dawkował go Maratończykom, którzy przechodzili do marszu, rezygnując z walki. Rozdawał calkiem za darmo kule pozytywnej energii. Miał tym samym swój wkład w życiówki innych. Nie jeden po klepnięciu w plecy czy kilku motywującym słowom odzyskiwał chęci. Bo nic tak nie zagrzewa do walki jak: ZWIERACZ MOŻE PUŚCIĆ, SILNA WOLA NIGDY.
Natomiast z królewskim dystansem maratonu zmierzył się Arek Kalinowski, tradycyjnie biegający rok w rok warszawski maraton. Jak przystało na Arka zameldował się na mecie ze znakomitym wynikiem 03:23:47.
Zapraszamy jutro na trening z grupą pod wezwaniem Matki Ćwiczebnej. Może warto coś pobiegać, w końcu już w tę sobotę Grandprix!