Paweł Czyżkowski zainfekowany wirusem „Black Panter” podjął się mimo wszystko startu w Poznańskiej Maniackiej Dziesiątce. Choroba trochę go podminowała, morale spadły. Bieganie kształtuje charakter, więc tak, czy siak podjął ryzyko rozprawienia się z życiówką.
Wszystko przełożyło się na samopoczucie, do Poznania jechał bez napinki, pełny świadomości, że tygodniowa walka z chorobą zebrała żniwa w organizmie. Był to jego pierwszy ostry start w sezonie, a chęci były spore. W dniu biegu męczył go jeszcze ostry kaszel i odczuwał osłabienie. Martwił się, że podczas biegu zejdzie na suchoty.
Bieg zaplanował taktycznie. Jak nie da rady, to najwyżej pozwiedza, bunkrów nie będzie, ale wiadomo, jak będzie. Punkt 12 wystartowali z ul. Baraniaka. Następnie ścigali się Piotrowem, mostem Świętego Rocha, Mostową, Garbarami, by następnie przez Krakowską, Królowej Jadwigi i Kazimierza Wielkiego zawrócić w stronę Malty. Celem było równe rozłożenie sił i mocny finisz. Bo faceta poznaje się w końcu po tym, jak kończy. Od 4 do 8 km pobiegł zachowawczo, ale końcówkę zrobił z przytupem, 9 km wyszedł w średnim tempie 3:28 a, 10 km w 3:26 na km. Na mecie zjawił się z czasem 35:49. Zatem życiówka poprawiona! Biegło mu się dobrze, bez kryzysu, choć lekko nie było wiadomo „Black Panter” grasuje. Teraz planuje chwilę odpocząć, zregenerować się, zacząć treningi tempowe, bo przez zimę było ich mało. Cele ustalone powalczyć między innymi o złamanie 35 minut na dychę.
W Maniackiej Dziesiątce ulicami Poznania pobiegło pięć tysięcy osób. Bieg odbył się już trzynasty raz. Najszybciej 10-kilometrową trasę pokonał Edwin Cheruiyot Melly z Kenii (29 minut i 5 sekund). Drugi na mecie zameldował się Adam Nowicki (29:21), a trzeci Vladislav Pramav (29:56). Niemalże za nimi zjawił się Paweł. Zajął 115 miejsce na 4585 uczestników biegu. W kategorii M30 był 46 i 109 mężczyzną na mecie.