Nareszcie w Falenicy była prawdziwa zima! Zimowe Biegi Górskie w zimowej aurze nabierają innego charakteru. Najtrudniej podczas drugiego etapu zawodów miała pierwsza grupa startujących – zawodnicy rywalizujący na dystansie 3,3 i 6,6 km. Trasa była jeszcze świeża, dużo puszystego śniegu, w którym ciężko się biegało. Niektórzy trochę narzekali. Z kolei następne grupy biegały już po ubitych ścieżkach, jednak niestety z kolei już lekko wyślizganych, zwłaszcza na zbiegach… więc o upadek nie było trudno.
Życie na ziemskim padole może być piękne. Ale nie, my musimy więcej, bo płaskie to za mało. I zagnało to biedne stadko znowu do tej nieszczęsnej Falenicy. Drugi etap Biegów Górskich za nami, odbył się on w sobotę 12 stycznia, kolejny 26. Pojechaliśmy okrojonym składem, zmienność pogody powoduje infekcje, i to ona w dużej mierze poczyniła pustki. Drużynę na 10 km reprezentowali: Marcin Białożyński, Mirek Sujak, Sławek Zduńczyk, Zbyszek Lamparski i Aleksandra Wicik-Kowalczyk. W roki kibica bezbłędny był Adam Kubiak; na 6,6 km Sebastian Węgliński, na 3 km Tomek Szeląg. Temperatura nie była jakoś szczególnie niska. Był śnieg na ścieżkach a i owszem, ale teoretycznie tragedii nie było. Mrozek podszczypał nieco buzie, bliżej nam było do bestii, niż pięknych. Sprzęt specjalistyczny mieliśmy – nakładki na buty okazały się być niekonieczne. But trailowy był względnie ok. Tomek jak zwykle się spieszył, aby potem połazić w lesie z mapą. Dobiegł jako 12 z czasem 16:53. W klasyfikacji M45 jest pierwszy. Seba dobiegł jako 6 zawodnik z czasem 28:30. W klasyfikacji z zaliczonym jednym biegiem w M35 jest 11. Lampart pokazał pazury. Dobiegł 3 z czasem 36:27, M30 1 miejsce. Elegancko biegł w krótkich spodenkach. Jedynie Marcinowi który liczył na dobre ściganie z pewnością przydałyby się kolce. Pobiegł trochę gorzej niż ostatnio, ale warunki były już zupełnie inne. Ostatecznie czas 39:34. Po dwóch rundach klasyfikacji M40 najwyżej:) 1 miejsce. Po nawoływaniach, nagabywaniach i prośbach Pantera Sławek Zduńczyk zmobilizował się i stawił w Falenicy. Pobiegł 45:58. Niezłe zamieszanie mieli kibice, a zwłaszcza Seba i Adam byli zdumieni, że Olko goniła zawzięcie Mirka. Mało tego była tuż za jego plecami. Nie wiedzieli, że Mirek był w tym dniu bardzo osłabiony przez chorobę. A w ramach jedności drużyny chciał zapewnić brakujące ogniwo w postaci mężczyzny w kategorii M50. Pobiegł zachowawczo, aby nie wymęczyć zainfekowanego organizmu, radośnie sobie pokasłując w czasie biegu. Było to heroiczne wręcz poświęcenie dla drużyny. Docenimy, odwdzięczymy się. Mirek dobiegł w czasie 50:37 na razie M50 4, ale odbije; a Olko 50:45, póki co trzyma kurczowo trzeci stopień podium K30. Łącznie podczas drugiego etapu nasz czas 223:21, 5 miejsce wśród drużyn; w ogólnej klasyfikacji wszystkich etapów nadal jesteśmy na 3 miejscu podium.